Człowiek, któremu w duszy gra: Alexander z Schibsted

Na 32 piętrze Olivia Top Star zahipnotyzował zebranych skomponowanym przez siebie „Walcem Jesiennym”. Jego YouTube pełen jest dźwięków, które określa jako lekkie i zrozumiałe dla każdego ucha. Zainspirowany klasyką relaksuje się grając Beethovena i Chopina, jako wyzwanie stawiając sobie wymagającą technicznie „II Rapsodię Węgierską” Liszta. Pełen sprzeczności – tak można powiedzieć o Alexandrze Stupnikovie z firmy Schibsted. Programiście z Petersburga, któremu choć w sercu romantyczna muzyka gra, to nieobcy jest rower i kilometrowe rekordy w szczytnym celu.

Częściej na rowerze, czy przy fortepianie?

Moją największą pasją jest fortepian, gram na nim od 14 lat. Rower odkryłem całkiem niedawno, wydarzyło się to w związku z przeprowadzką do Trójmiasta. Świat z perspektywy dwóch kółek szalenie wciąga, ale jestem pewien, że serce zostanie przy muzyce.

Absolwent konserwatorium?

Informatyk i muzyczny samouk, który kocha grać (śmiech)! Miałem 13 lat, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem w szkole fortepian i poczułem, że coś mnie do niego ciągnie. Zacząłem naciskać klawisze, próbując coś zagrać, te początki przerabiałem sam. Potem, przez dwa lata szkoliłem się pod kierunkiem nauczycielki, która skoncentrowała się na wzbudzeniu we mnie wrażliwości i doskonaleniu techniki, natomiast zapisu nutowego również nauczyłem się sam.

Od początku pasja, ale z marzeniem o salach koncertowych?

Zdecydowanie pasja, ponieważ tylko tak widziałem hobby, które codziennie wciąga mnie bez reszty. Od początku komponowałem muzykę – najpierw bardzo łatwe melodie z prostą harmonią, z czasem udało mi się tworzyć utwory na przyzwoitym poziomie.

Muzyka jest pokoleniową tradycją w pana rodzinie?

Nie. Mama w młodości próbowała grać na gitarze, ale był to wyłącznie epizod. Skąd się to wzięło u mnie? Nie mam pojęcia.

Kompozycje do szuflady, czy dzieli się pan nimi ze światem?

Powoli zaczynam, publikując je na moim kanale YouTube, pod pseudonimem Aleksander Rubelski. Umieszczam tam zarówno kompozycje, jak i covery popularnych utworów.

Kto pana inspiruje muzycznie?

Niezmiennie klasyka – bardzo lubię Beethovena i Chopina, natomiast skręcając w muzykę rozrywkową i nowoczesną wszystko to, co dzieje się na światowej scenie muzycznej.

Ile czasu zajęło skomponowanie walca, którego z zapartym tchem słuchaliśmy w scenerii 32 piętra Olivia Star TOP?

„Walc Jesienny” zajął mi około tygodnia, skomponowałem go mieszkając w Warszawie. Piękna, polska złota jesień stała się inspiracją, a ja, napawając się tym widokiem, przełożyłem doznania na dźwięki.

Zaczął pan od zapisu nut?

Nie, to wydarzyło się później. Na początku były dźwięki. Grając jakby od niechcenia i zapisując w pamięci to, co słyszałem. Potem dorobiłem drobne akcenty i przeszedłem do zapisu, który jest ważny, bo z pamięcią bywa różnie (śmiech).

Dlaczego akurat walc?

Sam nie wiem, raczej zarządził przypadek, chociaż przyznaję, że uwielbiam walca. Był jednym z pierwszych utworów, jakie kiedykolwiek stworzyłem. Oczywiście, na tamte czas był prosty, ale bardzo się spodobał mojej mamie. Poza tym pochodzę z Petersburga, miasta od wieków kojarzonego z balami i pięknymi salami do tańca, co siłą rzeczy narzuca kontynuowanie tradycji.

Skoro jesteśmy przy tradycji, czy potrafi pan tańczyć walca?

Niestety nie. Mogę komponować, ale tańca wolę unikać (śmiech)!

 

Jaką ma pan wizję przyszłości – klawiatura komputera, czy klawisze fortepianu?

Zobaczymy, co przyniesie los. Jestem na początku drogi zawodowej, która sprawia mi wiele satysfakcji. Firma Schibsted, w której pracuję, jest miejscem, gdzie mogę się spełniać, a co najważniejsze – rozwijać. Równolegle jednak jestem gotowy łączyć pracę z tworzeniem muzyki. Chętnie dzielę się kompozycjami, które z wielką radością udostępniam.

Pragmatyczny informatyk, któremu muzyka w duszy gra?

Nie zapominajmy, że muzyka opiera się na odrobinie matematyki. Ma swoje reguły, których staram się przestrzegać w każdym utworze. Możliwości narzuca mi styl, w którym komponuję. Przykładowo modernizm XX wieku, w którym twórcy próbowali odejść od panujących zasad spowodował, że te reguły stały się mniej restrykcyjne. Ja trzymam się bardziej tradycyjnego stylu – muzyki lekkiej, którą łatwo zrozumieć, w którym wymogiem jest trzymanie podstawowych zasad, dzięki czemu całość brzmi sensownie dla każdego odbiorcy.

Który z kompozytorów jest w pana pojęciu najtrudniejszy do zagrania?

Wydaje mi się, że Ferenc Liszt, który traktował fortepian, jak orkiestrę, próbując w swoich utworach nadać mu właśnie takie brzmienie. Na razie udaje mi się grać pierwszą część jego „II Rapsodii Węgierskiej”, powoli walczę z drugą. Całość jest technicznie skomplikowana, więc wymaga od pianisty dobrych umiejętności.

Wystarczą podstawy, czy potrzebna jest doskonała technika? Kiedy można podjąć wyzwanie grania Liszta?

Zdecydowanie technika. Liszt tworzył docelowe etiudy „Transcendental”, które natychmiast obnażają braki w wyszkoleniu. Inaczej jest z Chopinem, który również bardzo trudny, szczęśliwie daje pole do wyrażenia emocji, jak na kompozytora romantycznego przystało.

Ma pan ulubioną epokę muzyczną?

Tak, jest nią romantyzm. Myślę, że sporo romantyka we mnie drzemie!

Nagle zamienił pan fortepian na rowerowe siodełko, co się wydarzyło?

Wraz z firmowym zespołem miałem okazję wziąć udział w akcji charytatywnej, w której Schibsted „wyceniał” każdy przejechany kilometr. Wyznaczonym progiem było 5 tysięcy kilometrów i okazało się, że udało się 450 km. Zebrane pieniądze przekazaliśmy schronisku dla bezdomnych zwierząt.

Rewelacja!

Takie rzeczy są możliwe, dzięki genialnej lokalizacji Trójmiasta, które pełne jest rowerowych ścieżek, w obłędnych okolicznościach przyrody. Podobnie zachwyciły mnie Żuławy, gdzie równie wielką przyjemnością był kontakt z przyrodą przy jednoczesnym poznawaniu gościnnego regionu. Można powiedzieć, że wszystko połączyło się idealnie: zacny cel, sport i zwiedzanie okolicy.

Jadąc na rowerze muzyka też panu w duszy gra?

Często się to zdarza, bo podczas tych przejażdżek mnóstwo pomysłów przychodzi do głowy. Szczególnie w okresie, gdy komponowałem piosenki, wtedy w myślach układało się wiele tekstów. Mam nadzieję, że w przyszłości zaprezentuje je publiczności – na tą chwilę czuję, że są surowe, a ja jeszcze nie jestem gotowy.

W Schibsted status artysty?

Nigdy w życiu! Część znajomych z pracy dowiedziała się o mojej pasji z you tube, pozostali przekonali się podczas integracyjnej imprezy firmowej, którą mieliśmy w maju. Na parterze stał fortepian i koledzy namówili mnie, abym coś dla nich zagrał. Gdy po 3 minutach odwróciłem się, za moimi plecami stało około 40 osób słuchając „koncertu”.

Marzy się panu sala koncertowa?

Chętnie zagrałbym dla przyjaciół i znajomych, zapraszając ich do mojego muzycznego świata podczas kameralnego koncertu.

 

Rozmawiała Dagmara Rybicka, Olivia Business Centre 

Dlaczego kochamy komiksy?

Komiksy – miłość do nich jeszcze niedawno przypisywano wyłącznie „nerdom” i „geekom” – dzisiaj stanowią już mainstream. Od kilku lat jesteśmy wręcz zalewani przez wielkie filmowe produkcje oparte na komiksach, więc ciężko znaleźć osobę, która nie znałaby Batmana, Supermana czy innego „mana”. Były jednak czasy, w których komiksy objęte były cenzurą, z którą nawet superbohater nie mógł wygrać.

Na początku lat 40. XX wieku w Ameryce wybuchł prawdziwy boom na superbohaterów. Komiksy skierowane do młodych czytelników obfitowały w treści o charakterze polityczno-społecznym, często służyły również celom… propagandowym. Twórcy komiksów niejednokrotnie czerpali inspirację z policyjnych kartotek i opisywali faktyczne przestępstwa – wydania obfitowały więc w przemoc, były też pełne brutalności, co tylko pomagało w ich sprzedaży. Szybko więc pojawiły się głosy o szkodliwości takich treści i ich demoralizującym wpływie na młode umysły. Pokłosiem antykomiksowej propagandy stał się, przyjęty w 1954 roku, Kodeks Komiksowy (Comics Code Authority), który nakładał szereg wymagań na treści i obrazy. Mimo, że wprowadzenie kodeksu mocno ograniczyło kreatywność i wolność tworzenia, znalazły się wydawnictwa, które przekuły ograniczenia w sukces. Kodeks nie dotyczył bowiem innych planet, więc Marvel czy DC zaczęły tworzyć bohaterów walczących w kosmosie czy nawet w innych wymiarach. Wykreowano nowe postacie, które miały inspirować nastolatków i pokazać, że każdy może być superbohaterem. Tak też samotny i zmagający się z codziennością Peter Parker stał się Spider-manem, niewidomy chłopiec Matt walczącym ze złem Daredevilem, a osierocony Bruce Wayne najlepszym detektywem świata – Batmanem.

Dzisiaj rynek wydawniczy obfituje w komiksy każdej treści. Trafimy tu kryminały, horrory, fantastykę, a nawet romans. Na okładach komiksów możemy znaleźć nazwiska wielkich pisarzy, takich jak Nail Gaiman czy Stephen King. Możemy też znaleźć komiksowe wersje ulubionych książek – na przykład „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego. Jeśli więc nigdy komiks nie trafił w Twoje ręce niech Dzień Publicznego Czytania Komiksów będzie początkiem wspaniałej przygody. My polecamy 5 komiksów z amerykańskiej klasyki gatunku, które po prostu musisz przeczytać! Jeśli jednak ta forma nie jest Ci obca, a Twoja domowa biblioteczka ugina się pod ciężarem komiksów (jak moja!) poleć nam swoje ulubione dzieła!

TOP 5. Zacznij czytać komiksy.

  • „Batman Długie Halloween” (polecamy, jeśli lubisz czytać kryminały! Możesz nawet spróbować rozwiązać zagadkę przed Batmanem – zmierzysz się? Twórcy, Jeph Loeb i Tim Sale, to jeden z najbardziej znanych duetów w świecie komiksowym).
  • „Old Man Logan” (opowiada historię starego już Wolverina – jednak bez obaw, nie trzeba znać innych komiksów, aby polubić tę historię).
  • „Moonknight” (świetna seria o nieznanym jeszcze superbohaterze, polecamy, jeśli masz niewiele czasu na czytanie).
  • „Parker” (adaptacja książki „Parker” autorstwa Richarda Starka, polecamy dla fanów thrillerów i kryminałów. Warte obejrzenia choćby po to, aby podziwiać ręcznie rysowane obrazki Darwina Cooke’a).
  • „Nowa granica” (tutaj zaczniesz swoją przygodę z Ligą Sprawiedliwości i zaprzyjaźnisz się z takimi herosami, jak Superman, Batman czy Wonder Woman).

Ela Nowak, Team Komunikacja Olivia Business Centre

Nie trać czasu! Ostatni tydzień wakacji przed Tobą

Wszystko co dobre, szybko się kończy. Musicie przyznać, że z wakacjami to jest naprawdę dziwna sprawa! Ciepłe, letnie miesiące mijają niespostrzeżenie i nim zdołamy się obejrzeć nadchodzi wrzesień, a wraz z nim wszystko to, czego „tygrysy” nie lubią najbardziej.

Ale, ale…  Zanim się to stanie mamy jeszcze chwilę czasu. I ten ostatni tydzień najlepiej spędzić na całego. Jak zabawa, to zabawa, więc po długiej i burzliwej dyskusji proponujemy trzy najlepsze sposoby na zakończenie wakacji 2019. Raz, że odrobinę z przymrużeniem oka, dwa – z przytupem!

Świeć jak diament

Jak Trójmiasto długie i szerokie jest jedno takie miejsce, gdzie blask, błysk i glamour w 1000 odsłonach były, są i będą koniecznością. Kto nigdy, nawet jeden malutki raz nie pokonał „Monte Lansino” w pięknych ciuchach i chęci znalezienia najlepszej zabawy niech pierwszy zamknie ten tekst;) Monciak to taki punkt na mapie, który zaliczyć trzeba. Sława wyprzedza miejsce, a ono  – wiadomo – zobowiązuje. Może korzystając z okazji podejść do tematu najluźniej na świecie i ruszyć w miasto, które nigdy nie śpi tak, by mijająca nas publiczność naprawdę wstrzymała oddech? Pokonując majestatycznie trotuar od góry do dołu, by w finale wylądować tam, gdzie każdy był niezależnie od pory roku i ceny biletu? Niech crème de la creme tegorocznych wakacji stanie się Molo. Z obligatoryjnym no filter Molo selfie bardziej błysnąć się nie da!

Odwagi!

Wszystkie drogi prowadzą nad wodę. To, że zimną, a czasem z sinicami, potraktujmy jako sprawę drugorzędną, rzucając się w wir sportowej zabawy, gdzie jedynie szaleństwo w najczystszej postaci ma znaczenie. Zróbmy coś, co powoduje gęsią skórkę, niedowierzanie i śmiech – a na pytanie „dlaczego ja” odpowiedzmy sobie – przecież tylko niebo jest granicą.

Niech żyje adrenalina, więc porzucając krem do opalania i kocyk nad brzegiem dziarsko ruszmy w fale wołając “ahoj przygodo”! Na rozgrzewkę skuter wodny w opcji pojedynczej lub z drugą połową, potem narty i ekstremalna przejażdżka na oponie za motorówką. Brzmi zachęcająco? Tym tropem idźmy dalej – szybki banan, wakeboard z małymi przeszkodami, dla relaksu kite, a na koniec, gdy słońce zacznie chylić się ku morskiej tafli flyboard. Bez obaw, jak podkreślają instruktorzy każdemu najpierw miękną kolana, ale przecież wakacje są po to, by zrobić coś, co całkowicie w głowie się nie mieści. Skoro jest z czego wybierać, to mamy to!

Designerska perspektywa

Takie dwa lub więcej dni wymagają odpoczynku zaraz po. Najlepszy i jak widać sprawdzony jest rodzimy sport narodowy, czyli parawaning plażowy w najczystszej postaci. Czego nam trzeba, by marzenie mogło się ziścić? Wizyty w markecie i decyzyjności, który parawan spełni najskrytsze oczekiwania. Jak radzą doświadczeni parawaningowcy najważniejsze, aby design był zgodny z tym, co nam w duszy gra. Podobno nie ma nic gorszego, niż męka w kratkę albo w paski, skoro my uwielbiamy motylki, czy kwiatki. Kolejnym elementem plażowej układanki jest rozmiar – tu musimy sami sobie odpowiedzieć, jaka perspektywa i zasięg sprawią, że bez zakłóceń będziemy się pławić w słonecznym wypoczynku, wdychając jod na kolejne trudne i zimne miesiące. Pamiętajcie, odchodząc od kasy z parawanem pod pachą najważniejszy jest czas rozstawienia się na plaży. Tu znów z pomocą przychodzą starzy wyjadacze radząc, że w weekendy rezerwować skrawek plażowego piasku powinno się, gdy pierwszy kur zapieje. W tygodniu można pospać – około godziny 8:00 jest jeszcze szansa, że zobaczymy z naszej twierdzy morski brzeg bez lornetki. Taki drodzy Państwo wewnętrzny regulamin;)

Jeden tydzień i trzy sposoby – naszym zdaniem i twórcze i zachęcające! Co ważne, że wszystkie się łączą, elastycznie przenikają i na starcie powodują, że nawet jeśli te 7 ostatnich wakacyjnych dni nie okaże się przełomem, to i tak przejdą do historii, którą już za rok będziemy wspominać ze śmiechem.

 

Dagmara Rybicka, Dział Komunikacji Olivia Business Centre

#bądźmyEKO

Podczas Lata na Patio podpowiadaliście, co można robić na co dzień, by być EKO. Przedstawiamy listę Waszych prostych rozwiązań. Warto przełamać nasze przyzwyczajenia i mieć ze sobą – zawsze – materiałową torbę na zakupy czy pojemnik na wodę. Warto też pamiętać o tym, by gasić światło, kiedy wychodzimy z pomieszczenia, w którym już nikogo nie ma i wyjmować ładowarki z gniazdek po „reaktywacji” naszych urządzeń. Na końcu listy znajdziecie proste przepisy, np. na krem do rąk czy odkamienianie czajnika:)  

OTO WASZE PROSTE POMYSŁY NA BYCIE EKO

  • Segreguję śmieci
  • Piję z własnych kubków, szklanych!
  • Mam ze sobą zawsze własny pojemnik na wodę
  • Piję kranówkę
  • Mam kompostownik
  • Nie używam słomek plastikowych
  • Noszę ze sobą materiałową siatkę na zakupy
  • Jeżdżę rowerem
  • Jeżdżę komunikacją miejską
  • Korzystam z carpoolingu
  • Mam dzbanek do filtrowania wody
  • Gaszę światło zawsze, gdy wychodzę pomieszczenia
  • Nie zostawiam ładowarek w gniazdkach, kiedy ich nie używam
  • Zbieram deszczówkę
  • Kupuję wodę tylko w szklanych butelkach, które poddaję recyklingowi
  • Robię listę zakupów, w ten sposób nie marnuję jedzenia i nie kupuję zbyt wiele
  • Nie korzystam z plastikowych opakowań na wynos
  • Mam własne, wielorazowe opakowania na posiłki i żywność
  • Nie drukuję faktur, wszystko robię elektronicznie
  • Zbieram skorupki po jajkach i przekazuję osobie, która ma kury
  • Kupuję eko-worki dla psa
  • Sadzę drzewa
  • Zbieram śmieci w lesie
  • Okamieniam czajnik octem
  • Do sprzątania używam sody
  • Szyję z firanek worki do warzyw i innych rzeczy, które chcę przechować
  • Kupuję pieluchy tetrowe dla dzieci, nie jednorazowe
  • Kupuję w second handach, trafiam tam na odzieżowe perełki
  • Robię własny płyn do mycia okien
  • Sama robię kosmetyki

Zrób swój krem do rąk

Łatwy w przygotowaniu krem na bazie masła kakaowego i oleju kokosowego. Składniki, jakich będziesz potrzebować:

  • 2 łyżki stołowe oleju kokosowego (30 g)
  • 1 łyżka stołowa masła kakaowego (15 g)
  • 1 łyżeczka do herbaty oleju migdałowego (5 ml)
  • 4 krople aromatycznego olejku cytrynowego

Sposób przygotowania:

  • Wlej olej kokosowy i masło kakaowe do szklanego pojemnika i podgrzej w urządzeniu typu bemar przez kilka minut, aż masło stopi się z olejem.
  • Gdy oba składniki będą już płynne, dodaj do nich 4 lub 5 kropli aromatycznego olejku z cytryny i 1 łyżeczkę do herbaty oleju migdałowego.
  • Po wymieszaniu wszystkich składników przelej tak uzyskany płyn do słoika lub innego szczelnie zamykanego pojemnika.
  • Na koniec pozostaw go do ostygnięcia.

Proste odkamienianie czajnika

Wystarczy, że wlejesz do czajnika szklankę octu oraz pół szklanki wody. Następnie włącz czajnik. Po zagotowaniu wody poczekaj około godziny – ocet usunie nawet bardzo gruby osad. Po wszystkim umyj wnętrze czajnika i zagotuj wodę kilka razy, by pozbyć się przykrego zapachu.

Własny płyn do mycia naczyń

Do bardzo gorącej wody dodaj 1 łyżkę sody oczyszczonej i 10 kropli olejku cytrynowego. Takim roztworem myj naczynia opłukując je w drugiej komorze wypełnionej octem (tutaj nie ma konieczności przepłukiwać naczyń pod bieżącą wodą, ocet odkazi naczynia, nabłyszczy i ulotni się bardzo szybko).

Wielorazowe woreczki na warzywa i owoce

Woreczki warto uszyć w kilku rozmiarach i przetestować różne materiały. Na przykład firanka lub tiul będą dobre na lekkie produkty, a bawełna na cięższe zakupy. Dużym plusem „firankowych” torebek  jest to, że są transparentne – widać, co jest w środku – a ponadto umożliwiają dostęp powietrza do środka.

Potrzebne materiały

  • resztki firanki lub materiał z bawełny,
  • maszyna do szycia, nici, szpilki, nożyczki,
  • sznurek bawełniany.

Sposób wykonania

  • Z materiału wycinamy długi prostokąt.
  • Dwa dłuższe boki przeszywamy ściegiem zygzakowym albo owerlokiem.
  • Zszywamy dwa dłuższe boki ze sobą, ale z jednej strony nie szyjemy do końca i zostawiamy około 3 cm.
  • Podwijamy górną część dwa razy, tak aby powstał tunel, przez który będzie można przeciągnąć sznurek. Następnie przeszywamy na dole.
  • Przez powstały tunel przewlekamy sznurek. Najlepszym sposobem jest przypięcie małej agrafki na końcu sznurka, dzięki której łatwiej będzie przesuwać go w środku. Na końcach sznurka zrób pętelki.
  • Wywróć worek na prawą stronę (szwy powinny zostać w środku). Woreczki gotowe do użycia! Tu z materiałem zdjęciowym

 

Dodatkowe informacje znajdziecie m.in. :

eko-miszmasz

paulinagorska.com

przystanek-eko.pl

 

W rytmie Bass’n’Roll. Adrian z firmy Amazon

Zarządza czasem i gitarą basową, której dźwięk słychać na festiwalach i rockowych wydarzeniach muzycznych. Wierny młodzieńczym ideałom czerpie inspirację z klasyki gatunku – Iron Maiden, Judas Priest i Saxon niezmiennie grają mu w duszy od wielu lat. Adrian Jegorow, Team Manager Centrum Rozwoju Technologii Amazon umiejętnie dzieli dzień na dwa; w równowadze pomiędzy pracą, a pasją, w której ciężkie brzmienie heavy metalu gładko przechodzi w Bass’n’Roll.

Bardzo zaangażowany w muzykę?

Bardzo i pewnie dlatego gram w dwóch zupełnie różnych gatunkowo zespołach. Access Denied to klasyczne heavy metalowe brzmienie lat 80 – tych, a z kolei w Hellvoid słychać „Bass’n’Roll”.

Bass’n’ roll to nowy gatunek?

Taką nazwę wymyśliliśmy sami, ponieważ najbardziej oddaje skład, w jakim gramy. Tu w klasycznym rock’n’rollu wykorzystujemy dwie gitary basowe, perkusję i wokal.

Od ilu lat na muzycznej scenie słychać Access Denied?

Zespół istnieje od 2003 roku, ja gram w nim od 7 lat.

Jak pan odkrył ten dość niszowy gatunek?

Faktycznie, współczesny heavy metal to raczej muzyczna nisza. Z drugiej strony trzeba zauważyć, że rock i metal wracają, sięga po nie coraz więcej młodych ludzi. Ja fascynację tymi brzmieniami wyniosłem z domu – tato od zawsze słuchał rocka i heavy metalu, więc wychowałem się przy dźwiękach Black Sabbath, Led Zeppelin, Iron Maiden i Saxon.  Tak na dobre przygodę muzyczną rozpocząłem mając 11 lat, gdy wszyscy wokół słuchali hip hopu. Siłą rzeczy bardzo szybko stałem się klasowym outsiderem (śmiech).

Wciąż z długimi włosami?

Zacząłem zapuszczać mając 14 – 15 lat. Wtedy też za zgodą rodziców wyruszyłem na pierwsze koncerty. Do dziś pamiętam Iron Maiden z 2003 roku w Dortmundzie w Niemczech.

Zainspirowali muzycznie?

Myślę, że mocniej, niż mi się wtedy wydawało. Jednak nie zacząłem od gitary basowej, tylko od początku marzyła mi się gitara elektryczna. Fascynowało mnie, co robi na scenie mój imiennik Adrian Smith, na którego z resztą cześć otrzymałem imię!

Jak przyjaźń z gitarą basową wygląda w praktyce?

Pracując zawodowo muszę się ograniczyć do „spotkań” trwających dwie godziny dziennie. W szczycie dobijałem nawet do 6, biorąc granie na poważnie. Teraz równie mocno się przykładam, ale staram się znaleźć balans pomiędzy pracą, a pasją.

Samouk?

W dużej mierze tak. W Niemczech ukończyłem liceum o profilu muzycznym, gdzie ilość zajęć była znacznie większa, niż w klasycznej placówce.  Pojęcie mam, ale podkreślam, że nie była to stricte szkoła muzyczna. Nuty znam, z teorią też się zapoznałem, natomiast jeśli chodzi o grę na instrumentach jestem typowym samoukiem.

 

Jak udaje się godzić grę w obu zespołach?

Na pierwszy rzut oka może się to wydawać bardzo skomplikowane – jednak z Access Denied nie koncertujemy tak intensywnie. W skali roku gramy do 10 koncertów, próby najczęściej odbywają się przed, więc mogę znacznie bardziej skupić się na zespole Hellvoid, który wymaga spotkań się 3 – 4 razy w tygodniu. Da się to pogodzić, ale przyznaję, że momentami jest ciężko  dlatego kluczem jest dobra organizacja czasu.

Terminarz koncertowy Hellvoid mocno napięty?

W ubiegłym roku zagraliśmy 28 koncertów, obecnie jesteśmy na dobrej drodze, aby wynik pobić. Tego lata pojawiło się sporo możliwości, coraz częściej to my jesteśmy zapraszani na różne imprezy muzyczne i festiwale. W ostatni pierwszy weekend sierpnia graliśmy na festiwalu w Niemczech. Takich okazji jest coraz więcej.

Trudno było się przebić?

Generalnie jest trudno. Rynek muzyczny nie dopuszcza zbytnio nowych graczy, musi być to coś odkrywczego lub wybitnego. Z Hellvoid jest łatwiej, ponieważ staramy się tworzyć nowy gatunek muzyczny. Dwa basy jednocześnie są rzadko spotykane –oczywiście zdarzały się zespoły w takim składzie, ale były raczej unikatem na scenie i nie wiedzieć czemu nie gościły na dłużej w świadomości słuchaczy, traktowane raczej, jako projekty eksperymentalne. Nikt nie grał prostego rock’n’rolla, więc wydaje się, że ta muzyka zaczyna się bronić, a nasze wykonanie zaczynają zauważać organizatorzy i promotorzy.

Stacje radiowe też?

Bywa różnie. W ubiegłym roku zaprosiło nas Radio Gdańsk, na którego antenie można było posłuchać rozmowy z członkami zespołu i naszych propozycji muzycznych.  Niestety to nie tak, że duże i znane rozgłośnie pukają do naszych drzwi, bo niezależnie od zmiany preferencji ta muzyka pozostaje ciężka i niszowa.

Idealna na antenę Antyradia

Tak i tam właśnie małymi kroczkami staramy się dobijać. Warunkiem by się to mogło wydarzyć jest pierwsza płyta długogrająca, którą planujemy nagrać w tym roku.

Ile ma ich pan w dorobku?

Jedną długogrającą będącą trzecią zespołu Access Denied, która wyszła w ubiegłym roku. Hellvoid wypuścił już dwie tak zwane „EP – ki”, jeszcze beze mnie. Mam nadzieję, że pierwszego długograja uda nam się nagrać w obecnym składzie.

Pomysł na karierę za Oceanem jest?

To wcale nie jest takie proste (śmiech).

W Amazonie wiedzą i słuchają?

Tego nie dało się ukryć! Nie mam w zwyczaju chwalenia się, ale sam mój image zdradza, że coś z muzyką mam wspólnego, dlatego już na samym początku padło pytanie, czy coś tworzę, gram w zespole.  Moi przełożeni bardzo popierają pasję, nigdy nie ma problemu z urlopem i gdy pojawiają się możliwości koncertowania dostaję zielone światło na wolny piątek.

Pana zespół też postawił na ciężkie brzmienia?

W Centrum Rozwoju Technologii Amazona jestem Team Managerem, prowadzę 37 osobowy zespół, zarządzając czasem pracy, nie muzycznym gustem (śmiech). Czy słuchają? Pewnie nawet z czystej ciekawości zdarzyło się zajrzeć na YouTube, a to dla mnie znaczy wiele.

Gdzie i kiedy na Wasz koncert?

Z Hellvoid najczęściej koncertujemy poza Trójmiastem, natomiast  Access Denied będzie można usłyszeć 16 sierpnia podczas ‘Weekendu na rockowo” w Pucku. 17 sierpnia zapraszam na podobną imprezę, tym razem do Kosakowa.

 

Rozmawiała Dagmara Rybicka, Zespół Komunikacji Olivia Business Centre 

Warto tu być! Subiektywny przegląd wydarzeń

Przygotowaliśmy dla Was garść propozycji na sierpień:) Wśród nich m.in.:

1-27.08 62. Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej w Archikatedrze Oliwskiej

Jeden z 3 najstarszych festiwali muzycznych w Polsce. Swój kunszt zaprezentują najwybitniejsi organiści świata. Katedralne organy to instrument o niespotykanym brzmieniu, konstrukcji i możliwościach. Przekonajcie się sami. 

Miejsce: Archikatedra Oliwska

 2 -4.08 XXXIV Sopot Molo Jazz Festival

Na zachętę: w festiwalu udział wzięli m.in.: Arthur Blythe, Eddie Henderson, Chico Freemanem, Reggie Moore, Colin Hunter, Tyler Hornby, Adrian Cunningham. Nieodłącznym elementem wydarzenia są pochód nowoorleański i jam-sessions. Warto. Miejsce: Molo w Sopocie.

Miejsce: Sopot/ molo

7-11.08 Octopus Film Festival

Najbardziej nieokrzesany festiwal filmowy w Polsce. Uczta dla miłośników kina gatunkowego. W programie ponad 30 filmów z różnych dekad i stron świata oraz kilka pokazów specjalnych. Po seansach czas na imprezy w industrialnych klimatach Stoczni Gdańskiej.

Miejsce: Stocznia Gdańska

I wiele więcej:)

Nasze propozycje na sierpień możecie pobrać w formacie PDF oraz pliku PNG

Wydarzenia w Olivii znajdziecie zaś tutaj!

Dajcie nam znać, czy takie kalendarium jest dla Was ok? Piszcie na komunikacja@oliviacentre.com  

 

Olivia Top – dwa bilety w cenie jednego

Chcąc dzielić się, tym co wyjątkowe zapraszamy na 32 piętro Olivia Top Star. Niezapomniane wrażenia, oszałamiający widok i wielobarwna sceneria Trójmiasta tworzą całkowicie nową perspektywę dla wypoczynku, spotkań biznesowych i czasu z najbliższymi.

Pragnąc, by to co unikatowe stało się Państwa udziałem przygotowaliśmy propozycję dedykowaną Rezydentom Olivia Business Centre – przy zakupie normalnego biletu wstępu drugi jest w cenie 0 zł. Pamiętaj, aby dodatkowo zakupić bilet specjalny za 0 zł.

Warunkiem skorzystania z oferty jest nabycie obu biletów na tą samą godzinę i wejście jednego Rezydenta, który będzie miał przy sobie kartę dostępu Olivia Business Centre oraz dowód tożsamości. Promocja potrwa do 10 sierpnia i obejmuje bilety kupione online oraz w kasie.

Do zobaczenia na 130 metrze Olivia Star.

 

–/– 

 

We are delighted to invite you to the 32nd floor of Olivia Top Star. Unforgettable impressions, a stunning view and the colorful scenery of the Tri-City create a completely new perspective for leisure, business meetings and time with your loved ones.

We want to share this unique experience with you, so we have prepared a proposal dedicated to the Residents of Olivia Business Centre – buy a regular ticket and get the second absolutely free. Remember to additionally purchase a special ticket for PLN 0 .

Both tickets must be bought for the same entrance time and one must be for a Resident, who will show their OBC access card and identity card. This special Resident’s offer is starting today and it will last until 10 of August – and includes tickets bought online and at the ticket office.

See you at the Top of Olivia Star!

Kolejne Lato na Patio za nami. Zobacz relację!

Hej ho, hej ho na jagody by się szło! Co prawda Królewny Śnieżki i 7 Krasnoludków nikt chyba nie spotkał, ale przepyszne lody i rewelacyjne jagodzianki przyciągnęły na patio silną ekipę, co się zowie! Za nami drugi odcinek najbardziej gorącego Lata na Patio. Jaki będzie trzeci przekonacie się już 8 sierpnia. Kto był, ten wie, że najlepsze letnie atrakcje tylko w Olivia Business Centre:)

 

 

Pod Karmazynowym Kogutem

Z całą pewnością stał się niekoronowanym symbolem lata. Przez trzy wakacyjne tygodnie przenosi odwiedzających w świat historii, pilnie strzeżonych tajemnic i kufrów pełnych najrozmaitszych skarbów. W zakamarkach wybrukowanych kostką uliczek nic nie jest oczywiste, o czym przekonujemy się odwiedzając liczne i barwne stoiska z bursztynem, rzemiosłem, sztuką i tradycyjnymi potrawami. O fenomenie rozpoczynającego się 27 lipca Jarmarku Świętego Dominika –  opowiada Zenon Gołaszewski, historyk, tłumacz, publicysta, autor książek popularnonaukowych i powieści historycznych.

Przyciąga tak turystów, jak i gdańszczan – na czym polega magia Jarmarku?

Magia w swej definicji to między innymi „niezwykła siła oddziaływania, wywieranie wpływu”. I to się sprawdza w wypadku Jarmarku Dominikańskiego. Po prostu, wystarczy chociaż raz na nim być, poczuć tę atmosferę, „powdychać historię” zawartą w wystawianych antykach, przedmiotach z przeszłości, a wszystko na tle gdańskich zabytków, by ulec temu urokowi i wyczekiwać go każdego roku. Osobiście, jako historyk i pisarz, a od urodzenia gdańszczanin, od dawna poddaję się nastrojowi, jaki towarzyszy temu Jarmarkowi.

Jaka jest geneza tego wydarzenia?

Geneza tego wydarzenia jest bardzo odległa w czasie, dotyczy średniowiecza, a konkretnie roku 1260, kiedy to papież Aleksander IV przyznał tutejszym dominikanom przywilej odpustowy wraz z datą jego rozpoczęcia – 5 sierpnia, w dniu święta założyciela ich zakonu – świętego Dominika.

Czy w Polsce ma miejsce podobne święto, które cieszy się taką popularnością?

Zdecydowanie nie, o czym świadczy liczba odwiedzających Jarmark, która od lat sięga milionów!

Dlaczego ta tradycja jest tak ważna dla regionu?

Jarmarki od stuleci były magnesem przyciągającym zarówno handlujących, jak i kupujących, wielokrotnie decydowały o rozkwicie miejscowości, które je urządzały. Nic dziwnego, że władze miast zabiegały (wielokrotnie bezskutecznie) o możliwość ich organizowania. Te, uświęcone tradycją wieków, a taki jest Jarmark Dominikański, nadal pełnią tę samą rolę, przyciągają uwagę wielu, a tym samym promują region.

Jak bardzo Pana zdaniem zmienił się model kultywowania Jarmarku?

Zależy z jakim okresem należałoby go porównać. Na pewno jest bardziej świecki w porównaniu ze średniowieczem i rzadziej używa się tu słowa „odpust” w znaczeniu odpuszczania grzechów. Po prostu jest to wpisana w gdański kalendarz wspaniała impreza, gdzie każdy może znaleźć coś dla siebie.

Także karmazynowego koguta!

Cóż, ten jest symbolem wszystkich Jarmarków Dominikańskich na świecie. Karmazynowy kogut był zarówno antycznym atrybutem patrona kupców i handlu – Hermesa, ale ponieważ pianie koguta zwiastowało nadejście dnia i światła, dobrze też wpisało się w symbolikę chrześcijańską.

Czy „okiem” obcokrajowca gdańska tradycja jest zrozumiała?

Z pewnością wydarzenie jest dodatkową atrakcją, jeśli akurat przyszło im odwiedzać Gdańsk w tym czasie w charakterze turystów. Dla Europejczyków pojęcie jarmarków nie jest obce, natomiast dla osób z innych kręgów kulturowych ma to zapewne posmak egzotyki i najpewniej jeszcze bardziej pozwoli im to zapamiętać pobyt w Gdańsku i naszym regionie.

Czy można pokusić się o stwierdzenie, że Jarmark Dominikański jest wydarzeniem znanym w Europie, w świecie?

Z pewnością coraz bardziej znanym w Europie. Czy w świecie? Na to chyba trzeba będzie jeszcze trochę poczekać, ale wszystko idzie w kierunku, by tak właśnie się stało. Wiem o obcokrajowcach – hobbystach, a nawet znam takich osobiście, którzy przyjeżdżają na Jarmark Dominikański, by wzbogacić swoje kolekcję.

Rozmawiała Dagmara Rybicka

Dział Komunikacji Olivia Business Centre