04.09.2019

Człowiek, któremu w duszy gra: Alexander z Schibsted

Na 32 piętrze Olivia Top Star zahipnotyzował zebranych skomponowanym przez siebie „Walcem Jesiennym”. Jego YouTube pełen jest dźwięków, które określa jako lekkie i zrozumiałe dla każdego ucha. Zainspirowany klasyką relaksuje się grając Beethovena i Chopina, jako wyzwanie stawiając sobie wymagającą technicznie „II Rapsodię Węgierską” Liszta. Pełen sprzeczności – tak można powiedzieć o Alexandrze Stupnikovie z firmy Schibsted. Programiście z Petersburga, któremu choć w sercu romantyczna muzyka gra, to nieobcy jest rower i kilometrowe rekordy w szczytnym celu.

Częściej na rowerze, czy przy fortepianie?

Moją największą pasją jest fortepian, gram na nim od 14 lat. Rower odkryłem całkiem niedawno, wydarzyło się to w związku z przeprowadzką do Trójmiasta. Świat z perspektywy dwóch kółek szalenie wciąga, ale jestem pewien, że serce zostanie przy muzyce.

Absolwent konserwatorium?

Informatyk i muzyczny samouk, który kocha grać (śmiech)! Miałem 13 lat, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem w szkole fortepian i poczułem, że coś mnie do niego ciągnie. Zacząłem naciskać klawisze, próbując coś zagrać, te początki przerabiałem sam. Potem, przez dwa lata szkoliłem się pod kierunkiem nauczycielki, która skoncentrowała się na wzbudzeniu we mnie wrażliwości i doskonaleniu techniki, natomiast zapisu nutowego również nauczyłem się sam.

Od początku pasja, ale z marzeniem o salach koncertowych?

Zdecydowanie pasja, ponieważ tylko tak widziałem hobby, które codziennie wciąga mnie bez reszty. Od początku komponowałem muzykę – najpierw bardzo łatwe melodie z prostą harmonią, z czasem udało mi się tworzyć utwory na przyzwoitym poziomie.

Muzyka jest pokoleniową tradycją w pana rodzinie?

Nie. Mama w młodości próbowała grać na gitarze, ale był to wyłącznie epizod. Skąd się to wzięło u mnie? Nie mam pojęcia.

Kompozycje do szuflady, czy dzieli się pan nimi ze światem?

Powoli zaczynam, publikując je na moim kanale YouTube, pod pseudonimem Aleksander Rubelski. Umieszczam tam zarówno kompozycje, jak i covery popularnych utworów.

Kto pana inspiruje muzycznie?

Niezmiennie klasyka – bardzo lubię Beethovena i Chopina, natomiast skręcając w muzykę rozrywkową i nowoczesną wszystko to, co dzieje się na światowej scenie muzycznej.

Ile czasu zajęło skomponowanie walca, którego z zapartym tchem słuchaliśmy w scenerii 32 piętra Olivia Star TOP?

„Walc Jesienny” zajął mi około tygodnia, skomponowałem go mieszkając w Warszawie. Piękna, polska złota jesień stała się inspiracją, a ja, napawając się tym widokiem, przełożyłem doznania na dźwięki.

Zaczął pan od zapisu nut?

Nie, to wydarzyło się później. Na początku były dźwięki. Grając jakby od niechcenia i zapisując w pamięci to, co słyszałem. Potem dorobiłem drobne akcenty i przeszedłem do zapisu, który jest ważny, bo z pamięcią bywa różnie (śmiech).

Dlaczego akurat walc?

Sam nie wiem, raczej zarządził przypadek, chociaż przyznaję, że uwielbiam walca. Był jednym z pierwszych utworów, jakie kiedykolwiek stworzyłem. Oczywiście, na tamte czas był prosty, ale bardzo się spodobał mojej mamie. Poza tym pochodzę z Petersburga, miasta od wieków kojarzonego z balami i pięknymi salami do tańca, co siłą rzeczy narzuca kontynuowanie tradycji.

Skoro jesteśmy przy tradycji, czy potrafi pan tańczyć walca?

Niestety nie. Mogę komponować, ale tańca wolę unikać (śmiech)!

 

Jaką ma pan wizję przyszłości – klawiatura komputera, czy klawisze fortepianu?

Zobaczymy, co przyniesie los. Jestem na początku drogi zawodowej, która sprawia mi wiele satysfakcji. Firma Schibsted, w której pracuję, jest miejscem, gdzie mogę się spełniać, a co najważniejsze – rozwijać. Równolegle jednak jestem gotowy łączyć pracę z tworzeniem muzyki. Chętnie dzielę się kompozycjami, które z wielką radością udostępniam.

Pragmatyczny informatyk, któremu muzyka w duszy gra?

Nie zapominajmy, że muzyka opiera się na odrobinie matematyki. Ma swoje reguły, których staram się przestrzegać w każdym utworze. Możliwości narzuca mi styl, w którym komponuję. Przykładowo modernizm XX wieku, w którym twórcy próbowali odejść od panujących zasad spowodował, że te reguły stały się mniej restrykcyjne. Ja trzymam się bardziej tradycyjnego stylu – muzyki lekkiej, którą łatwo zrozumieć, w którym wymogiem jest trzymanie podstawowych zasad, dzięki czemu całość brzmi sensownie dla każdego odbiorcy.

Który z kompozytorów jest w pana pojęciu najtrudniejszy do zagrania?

Wydaje mi się, że Ferenc Liszt, który traktował fortepian, jak orkiestrę, próbując w swoich utworach nadać mu właśnie takie brzmienie. Na razie udaje mi się grać pierwszą część jego „II Rapsodii Węgierskiej”, powoli walczę z drugą. Całość jest technicznie skomplikowana, więc wymaga od pianisty dobrych umiejętności.

Wystarczą podstawy, czy potrzebna jest doskonała technika? Kiedy można podjąć wyzwanie grania Liszta?

Zdecydowanie technika. Liszt tworzył docelowe etiudy „Transcendental”, które natychmiast obnażają braki w wyszkoleniu. Inaczej jest z Chopinem, który również bardzo trudny, szczęśliwie daje pole do wyrażenia emocji, jak na kompozytora romantycznego przystało.

Ma pan ulubioną epokę muzyczną?

Tak, jest nią romantyzm. Myślę, że sporo romantyka we mnie drzemie!

Nagle zamienił pan fortepian na rowerowe siodełko, co się wydarzyło?

Wraz z firmowym zespołem miałem okazję wziąć udział w akcji charytatywnej, w której Schibsted „wyceniał” każdy przejechany kilometr. Wyznaczonym progiem było 5 tysięcy kilometrów i okazało się, że udało się 450 km. Zebrane pieniądze przekazaliśmy schronisku dla bezdomnych zwierząt.

Rewelacja!

Takie rzeczy są możliwe, dzięki genialnej lokalizacji Trójmiasta, które pełne jest rowerowych ścieżek, w obłędnych okolicznościach przyrody. Podobnie zachwyciły mnie Żuławy, gdzie równie wielką przyjemnością był kontakt z przyrodą przy jednoczesnym poznawaniu gościnnego regionu. Można powiedzieć, że wszystko połączyło się idealnie: zacny cel, sport i zwiedzanie okolicy.

Jadąc na rowerze muzyka też panu w duszy gra?

Często się to zdarza, bo podczas tych przejażdżek mnóstwo pomysłów przychodzi do głowy. Szczególnie w okresie, gdy komponowałem piosenki, wtedy w myślach układało się wiele tekstów. Mam nadzieję, że w przyszłości zaprezentuje je publiczności – na tą chwilę czuję, że są surowe, a ja jeszcze nie jestem gotowy.

W Schibsted status artysty?

Nigdy w życiu! Część znajomych z pracy dowiedziała się o mojej pasji z you tube, pozostali przekonali się podczas integracyjnej imprezy firmowej, którą mieliśmy w maju. Na parterze stał fortepian i koledzy namówili mnie, abym coś dla nich zagrał. Gdy po 3 minutach odwróciłem się, za moimi plecami stało około 40 osób słuchając „koncertu”.

Marzy się panu sala koncertowa?

Chętnie zagrałbym dla przyjaciół i znajomych, zapraszając ich do mojego muzycznego świata podczas kameralnego koncertu.

 

Rozmawiała Dagmara Rybicka, Olivia Business Centre 

Zapisz się do newslettera,
aby być na bieżąco z newsami.